reklama  
 
  play  
Czwartek, 2 Maja w Radio Derf
 Playlista   Pomoc   Parametry Play
Bluesdelta
Play
Jazz
Play
Blues Standards
Play
Soul
Play
Bluesrock
Play
Polski blues
-=-=-=-=-=-                    FROM MEMPHIS TO NORFOLK – ZBIÓR ARTYKUŁÓW PRZEDSTAWIAJĄCYCH SYLWETKI WCZESNYCH BLUESMANÓW Z DELTY MISSISIPI, ZAPRASZAMY DO LEKTURY !!!                    -=-=-=-=-=-                    
  
NOWOŚĆ : The Brothers - March 10, 2020 Madison Square Garden (Live) (2021) 4 CD



NOWOŚĆ : Buddy Guy - [2022] - The Blues Don`t Lie



NOWOŚĆ : Buddy Guy - [2022] - The Blues Don`t Lie







Bluesdelta
  Aktualnie: "Blind Willie McTell - Statesboro Blues - The Early Years : 1927 - 1935 - Disc 3 - I Got Religion, I`m So Glad"
Jazz
  Aktualnie: "Maceo Parker - Roots Revisited - Children`s World"
Blues Standards
  Aktualnie: "John Lee Hooker&Canned Heat - Hooker `n` Heat - Let`s Make It (with John Lee Hooker)"
Soul
  Aktualnie: "Aretha Franklin - 02 - Sweet Sixteen"
Bluesrock
  Aktualnie: "Tedeschi Trucks Band - Made Up Mind - Do I Look Worried"
Polski blues
  Aktualnie: "Blue Machine - Rockin` the Blues - I put a spell on you"
 
  menu  
aktualności
artykuły
download
festiwale
forum
From Memphis to Norfolk
galeria
koncerty
kontakt
linki nadesłane
o Radio Derf
reklama w Radio Derf
reportaże i wywiady
transmisje live
 
  reklama  
 
  partnerzy  
 
  odwiedzający  
 Wizyty:
start: 2007-07-03
 [15055572]  Wizyt łącznie
 [10083]  Wizyt dzisiaj
 
  reklama  
 
  reklama  
 
  statystyki  
 [291]  Zarejestrowanych użytkowników
 [1]  Zalogowanych

 [650]  Aktualności

 [7]  Koncertów
 [0]  Nieopublikowanych
 [7]  Archiwalnych

 [93]  Galerii

 [18]  Linków

 [0]  Postów RD

 [55]  Reportaży/Relacji

 [3]  Forum

 [120]  Tematów forum

 [2449]  Postów forum
 
  reportaże i wywiady  
<< (1 dokumentów/strona 1 z 1/dokumenty 1-1) >>
RAWA BLUES 2009. PRZYTUŁA I KRUK 
Autor: administrator, 2009-11-22 10:01:36
RAWA BLUES 2009. PRZYTUŁA I KRUK

Wywiad z Bartkiem Przytułą i Tomkiem Krukiem

Za nami Rawa Blues, święto fanów bluesa z całej Polski. Do Katowic zjechało z tej okazji wielu muzyków, których nie na co dzień mamy przyjemność gościć na Śląsku. Przynieśli ze sobą tylko poruszającą muzykę, ale także wiedzę i nowe pomysły. Wielu jest wśród polskich bluesmanów ludzi głęboko wykształconych, z którymi rozmowa porusza. Szkoda by ich słowa poznać mogli jedynie ci, którzy mieli okazję porozmawiać z nimi w kuluarach Rawy. Postanowiliśmy więc jak najczęściej sięgać w Radiu Derf po żywe wypowiedzi muzyków.

Mimo napiętego programu udało nam się przeprowadzić wywiad z Bartkiem Przytułą i Tomkiem Krukiem, obiecującym akustycznym duetem w Wybrzeża, którego występ otwierał w tym roku Małą Scenę Rawy.

Duet poznaliśmy dzięki Markowi Makaronowi, który spotkał młodych muzyków nad morzem i był szczerze zachwycony ich korzennym bluesem. Bartek Przytuła połączył wtedy dopiero co siły z Tomkiem Krukiem. We dwóch po kilku zaledwie próbach zdobyli II miejsce na I Ogólnopolskim Przeglądzie Zespołów Bluesowych w Olsztynie. Od tego czasu, a minął już blisko rok, duet niezmiernie się rozwinął. Za nimi przeszło dwadzieścia udanych koncertów, I miejsca na festiwalach Flower Power w Opatowie, Galicja Blues Festiwal, Nagroda Publiczności na XIX Festiwalu Blues Nad Bobrem oraz wyróżnienie dla Tomka Kruka na XII Przeglądzie Zespołów Bluesowych i Jazzowych w Gdyni. Szczególnie owocny okazał się dla duetu występ na scenie Galicja Blues Festival – przyniósł bowiem nie tylko I miejsce, ale także upragnioną sesję nagraniową w profesjonalnym studio OTD.

Jak to się stało, że ci dwaj utalentowani młodzi muzycy zafascynowali się niełatwym przecież korzennym bluesem?

B: Pochodzę z Olsztyna – opowiada Bartek Przytuła - miasta znanego w środowisku bluesowym z Olsztyńskich Nocy Bluesowych. Dziś jednak blues w Olsztynie nie jest już tak silny jak dawniej. Rzadko gra się tu bluesa, pomimo, że istnieje u nas przynajmniej jeden klub o bliskich nam klimatach. Zanim wyjechałem na studia do Trójmiasta przymierzałem się do stworzenia własnego bluesowego składu, byłem jednak jeszcze za młody i zbyt mało doświadczony.

Jestem wyjątkiem w moim pokoleniu, bo nie dochodziłem do bluesa przez Dżem ani blues-rocka. Blues wysyłał mi pojedyncze sygnały już kiedy dorastałem. Chodził za mną, dopraszał się o uwagę, kiwał na mnie ”Słuchaj stary jestem tu!”, długo jednak zbywałem go „Nie stary, ja mam lepsze rzeczy do roboty”.

Pamiętam, że byłem bardzo młody, kiedy po raz pierwszy zetknąłem się z bluesem. W sobotnie poranki w telewizji polskiej nadawano wówczas program sportowy, który zaczynał się od „Boom Boom” Johna Lee Hookera. Wszyscy w domu jeszcze spali, ja jeden zrywałem się skoro świt i biegłem do telewizora. Warto dodać, że kompletnie nie interesowałem się wówczas sportem, do teraz zresztą mnie on nie pasjonuje. Nie miałem jeszcze wówczas pojęcia, że istnieje cały gatunek, który cechuje taki drive, żywość i bogactwo brzmienia. Jak większość nastolatków nie interesowałem się jeszcze wtedy na serio muzyką, wolałem gry komputerowe.

Bluesem zacząłem się tak naprawdę interesować pod koniec gimnazjum. Miałem wtedy 15, może 16 lat, a za sobą pierwsze doświadczenia w muzyce heavy-metalowej. Do teraz zostały mi po niej długie włosy. Nadawałem się w sam raz – śmieje się Bartek - zawsze byłem głośny i miałem ogromną determinację. Miałem w tym okresie mnóstwo pomysłów i wciąż zmieniałem zainteresowania. Dopiero blues przykuł mnie na długo – może nawet na zawsze.

Jestem z pokolenia, które nadużywa komputera, naturalne więc było, że i do bluesa dotarłem właśnie przez internet. Odkryłem na portalu Wirtualna Polska dział MP3, a w nim działy „blues akustyczny” i „blues elektryczny”. Słuchałem ich zafascynowany „A więc to jest właśnie blues!” Przypomniało mi się „Boom Boom” zasłyszane w dzieciństwie. Całe dni spędzałem przy komputerze, słuchając bluesa. Później sam zacząłem grać na harmonijce. Wokalu musiałem się dopiero uczyć. Moim zdaniem 90% sukcesu to właśnie własna praca.

Rodzice byli dla mnie bardzo wyrozumiali, do niczego mnie nie zmuszali i uchylali przede mną każde drzwi, przez które chciałem zajrzeć. Moja mama wiedziała, jak często zmieniałem wówczas front, mimo to zapisała mnie jednak na lekcje śpiewu. Nie były to zwykłe, grupowe zajęcia, ale drogie, prywatne lekcje u renomowanego śpiewaka operowego Grzegorza Lewandowskiego. Moje oddanie dla śpiewu operowego prysło równie szybko jak inne zainteresowania, ale poświęcenie moich rodziców nie poszło na marne. Lekcje otworzyły mnie - sprawiły, że bardziej panuje nad swoim głosem. To one dały mi podstawy, resztę pracy wykonałem sam, występując na ulicach miast i śpiewając a capella w domu.

Później przyszedł czas na studia i przeprowadzkę do Trójmiasta. Poszedłem na geografię. Razem ze znajomymi z warsztatów w Bolesławcu założyliśmy zespół bluesowy. A potem poznałem Tomka. Poznaliśmy się na warsztatach w Sopocie. Początkowo nie myślałem o poważnej współpracy, ale zaryzykowaliśmy i wystąpiliśmy razem na I Olsztyńskim Przeglądzie Bluesowym. Skończyłem właśnie dwadzieścia lat i bardzo pragnąłem wystąpić w moim rodzinnym mieście. Ryzyko się opłaciło Zajęliśmy w Olsztynie drugie miejsce. Wyróżniony zespół zrezygnował z nagrody – więc to właśnie my otrzymaliśmy szansę nagrania profesjonalnego dema. Dalej potoczyło się szybko...

Zapytaliśmy Bartka o Marka Makarona. To on dzięki niemu właśnie mieliśmy okazję poznać młody zespół.

B: Marka spotkałem we Władysławowie, gdzie byłem na praktykach studenckich. Badaliśmy właśnie torfowisko i kiedy ubłocony i brudny przyszedłem wieczorem na promenadę, spotkałem Marka i Tomka grających w najlepsze bluesa. Dobrze się rozumieli. Nie ma nic bogatszego od żywej, tworzonej spontanicznie muzyki. Muzycy spotykają się, pomysły rodzą się jak błyskawica, czuje się żywy kontakt z publicznością. To właśnie jest najpiękniejsze w bluesie.

Niedobrze, kiedy młode zespoły z góry ustalają bieg koncertu, umawiają się z sekcją rytmiczną „Słuchajcie, gramy dwa razy zwrotkę, dwa razy refren, tutaj koniec, tu solówka”. To jeden z częstych błędów u młodych muzyków. Ja i Tomek połowę rzeczy ustalamy na scenie. Sami dopiero się tego uczymy, ale mieliśmy doskonałych nauczycieli, przede wszystkim Romana Puchowskiego. Roman jest naszym bogiem. To człowiek, do którego ja się modlę.

W tym też okresie poznałem w Sopocie Paula. Mieszkaliśmy razem przy Monte Cassino. Paul pochodził z Mississippi i wiele opowiadał mi o rodzinnych stronach, gdzie nadal mieszkali jego dziadkowie. Wychodziliśmy często razem grać w szachy na plaży. Paul nie był muzykiem, zarabiał na życie, jeżdżąc co tydzień do Krakowa na audycję anglojęzyczną, ale interesował się muzyką. W krainie jego dziadków muzyka jest wciąż żywa, zwłaszcza w kościołach. Uczył mnie tego ich murzyńskiego zaciągania, pięknej południowej gwary. Mam nadzieję, że sam ją poznam, kiedy odwiedzę Mississippi. Pojadę tam na pewno, muszę tylko skończyć studia.

Jak zaczynał Tomek?

T: Wszystko zaczęło się od Romka Puchowskiego. To na jego warsztatach odkryłem muzykę Roberta Johnsona. To muzyka trudna w odbiorze, początkowo niełatwo było mi jej słuchać, ale dzięki nowoczesnej interpretacji Romka nauczyłem się słyszeć te dźwięki i przekonałem się do Johnsona. Blues Romka Puchowskiego stanowi najlepsze wprowadzenia do tak trudnej w odbiorze muzyki, jaką grają Robert Johnson, czy Son House. Początkowo nie da się ich słuchać, dopiero kiedy wysłyszy się je w bardziej przystępnej formie, tak jak gra je Romek, stają się zrozumiałe.

Zapytaliśmy Tomka o jego gitarę. Gitara dobro jest jeszcze stosunkowo rzadka w naszym kraju.

T: To prawda. Panuje przekonanie, że jest to instrument drogi i trudny do zdobycia. Sam kupiłem moją w Gdyni w Intertonie. Pod koniec lat 90-tych Interton sprowadził do Polski gitary Gibsona, wśród nich pięć gitar dobro. Jedną z nich kupił Romek Puchowski. Jedna trafiła do Borysewicza z Lady Punk, kolejna do mojego znajomego z Gdyni. Swoją kupiłem rok temu. Przez dziesięć lat wisiała w sklepie i nikt jej nie chciał. Kupiłem ją w końcu za bardzo okazyjną jak na gitarę tej klasy cenę. Musiałem tylko u Jędrzeja Kubiaka założyć nowy rezonator, bo stary był już mocno powgniatany. To instrument bardzo specyficzny.

Spójrzcie na nią – dodaje żywo, widać, że instrument wiele dla niego znaczy - Rzuca się w oczy. Drewniane pudło z żółtymi ozdobami i kołpakiem w środku. Kiedy ją kupowałem przyszedłem do sklepu z moją ówczesną dziewczyną. Gitara nie przypadła jej do gustu. Uznała, że jest kiczowata, za głośna, nieładna. „Nie kupuj jej – ostrzegała - kiedy ją kupisz, nie będę chodziła na twoje koncerty”. Tak mi powiedziała – żartuje Tomek - miesiąc później dziewczyny już nie było, a gitarę miałem.

Zaczęliście od Delta bluesa...

B: To prawda. Tomek nadal jest silnie osadzony w Delcie, ja sam zaczynam poszukiwać i innych dróg. Doświadczenie zdobyte na scenie utwierdza mnie w przekonaniu, że blues jest pożywką dla duszy. Moje preferencje wciąż jeszcze ewoluują. Do niedawna królował bezsprzecznie blues z Delty. Dziś czuję, że na uwagę zasługuje również wiele innych odmian bluesa. Choć nie mam zamiaru porzucać klasycznego, 12-taktowego bluesa, zaczynam powoli poszukiwać nieco trudniejszej muzyki, skłaniam się ku jazzowi, jazz bluesowi i ragtime’owi. Pociąga mnie Norah Jones, Ray Charles, słucham wiele klasycznego jazzu.

T: Gram przede wszystkim bluesa Delty, ale rzecz jasna nie jestem ortodoksem i nie ograniczam się tylko do bluesa z lat 30 i 40-tych. Mam jednak świadomość, że siła naszego duetu leży w dużej mierze w tym, że ta tradycja jest w naszym graniu silnie obecna. Nie jestem przeciwny łączeniu stylów, ale też pragnę utrzymać bardzo silne zakorzenienie. Kiedy gramy bluesa, to gramy bluesa czystego, a nie żadnego blues rocka.

Jacy zatem muzycy fascynują Tomka?

T: Z pewnością Son House, niedościgniony jeśli chodzi o grę na dobro. A także Big Bill Bronzy ze względu na niesłychaną umiejętność pisania tekstów, niesamowitych, bardzo inteligentnych i trafnych, choćby „Black, Brown and White”, czy „The Wrong Woman”. Uważam je za perły błyskotliwości tekściarskiej. Muzyka Big Billa Bronzy’ego to zresztą nie tylko znakomite teksty, ale także perfekcyjne kompozycje. Ostatnio zafascynował mnie też Lightin’ Hopkins – również ze względu na celne, błyskotliwe teksty.

Często mówi się, że blues nie przemawia do młodych, duet Przytuła & Kruk sięga jednak po same jego korzenie. Czy blues w Polsce ich zdaniem ma przyszłość?

T: Nie jest prawdą, że blues ma się w Polsce źle, jest muzyką niszową, czy niedocenianą. Blues jest może niszą, ale w tej niszy czuje się bardzo dobrze. Nie widzę problemu w tym, że blues nie trafia do ogółu społeczeństwa, bo nie trafi o niego również Coltraine. Jeżeli to chcemy zmienić potrzeba wielu lat i długotrwałej edukacji.

Osobom, które twierdzą, że w ostatnich latach nic się w bluesie nie dzieje, polecam do przesłuchania nowy album Toma Waitsa „Real Gone” i trzypłytowy album „Orphans”. Słyszę tam wiele z bluesa, a jednocześnie samo brzmienie i pomysły są jak najbardziej nowatorskie. Polecam także Son of Dave.

Jak wygląda środowisko bluesowe Trójmiasta, czy młodzi ludzie mają gdzie się rozwijać?

B: W Trójmieście mamy przede wszystkim Gdynia Blues Festival. Są tez przynajmniej trzy kluby zainteresowane organizowaniem bluesowych koncertów i jam-session.

T: Nie ma ich wiele, ale jeżeli ktoś chce posłuchać bluesa, czy jazzu na żywo, niemal w każdym dniu tygodnia może wstąpić na jam-session jazzowe lub bluesowe, czasem odbywają się nawet dwa, albo trzy jednego wieczoru. Z klubów stricte bluesowych warto wymienić przede wszystkim Blues Club w Gdyni. To klub, w którym muzycznie się wychowałem. Przez cały rok chodziłem tam regularnie na cotygodniowe jam-session. Właściciele i środowisko klubu przyjęło mnie bardzo ciepło i z otwartymi ramionami mnie, wiele tam się nauczyłem. To bardzo dobre miejsce dla muzyka.

Rozmawialiśmy o propagowaniu bluesa wśród młodzieży. Bartek i Tomek wychowali się na bluesowych warsztatach i jamach. Jak oceniają bluesową edukację w naszym kraju?

B: Byłoby wspaniale, gdybyśmy bluesa mogli uczyć się w szkole. Takie zajęcia nie mogą być jednak z pewnością przymusowe. Sporym błędem szkół muzycznych jest to, że nauka w nich jest uczniom narzucana. Młodzi ludzie muszą sami pragnąc się uczyć. Przyjdą na warsztaty i wiele z nich wyniosą, kiedy zareklamuje je się inteligentnie i z pomysłem. Ważne by były to warsztaty bezpłatne lub niewysoko płatne, nie każdego miłośnika bluesa stać na kosztowną naukę. Bardzo podoba nam się formuła Akademii Bluesa. Gdyby zamiast lekcji muzyki do szkoły mogli przyjść Bartek Łęczycki i Jacek Jaguś, pograć i poopowiadać o bluesie – świetna sprawa.

Ważną rolę odgrywają też jamy. Bardzo mnie jednak odstraszało, kiedy prowadzący jam-session nie traktował młodych muzyków z szacunkiem. Mam nadzieję, że każdy prowadzący jam, który to usłyszy zmieni swoje nastawienie. Ważne jest by pilnować porządku na scenie, ale jeszcze istotniejsza jest tolerancja, nawet kiedy obie strony nie do końca rozumieją się muzycznie. Kiedy na przykład młodym harmonijkarzom zmienia się tonację nie umieją się odnaleźć i przerywają solówki, a część z nich raz speszona może zrazić się do grania.

W gdyńskim Blues Clubie na pewno tak nie jest. Jeśli czyta nas ktoś z Trójmiasta, kto chciałby iść na jam, może śmiało zmierzać do Blues Clubu. Wiele się tam można nauczyć. Blues przede wszystkim dzieje się na scenie.

T: Warsztaty i jamy są moim zdaniem jedną z najsilniejszych form propagowanie bluesa. Obaj z Bartkiem jesteśmy dziećmi warsztatów. Wielu znajomych muzyków podkreśla, że tam właśnie najwięcej się nauczyło. Jamy zapewniają miękkie wejście w dość trudny aspekt, jakim są występy sceniczne. To jedna z najlepszych metod, by młodych muzyków było w Polsce coraz więcej.

W Bolesławcu byliśmy dwa razy. To co szczególnie zapamiętaliśmy z Bolesławca, to krótkie wykłady na temat kultury jamowanie. Na takie właśnie tematy warto kłaść nacisk, by warsztaty nie sprowadzały się jedynie do nauki sprawnego poruszania się po gryfie, czy grania wprawek. Ważne by były to warsztaty muzyczne ze wszelkimi tego konsekwencjami – a nauka obok techniki obejmowała też zachowanie się na scenie, a nawet rozmowy z właścicielami klubów o wynagrodzeniach, ta wiedza też jest młodym niezbędna. Warto też by zajęcia były fakultatywne, nie wszyscy uczestnicy chcą przecież występować, niektórzy przyjeżdżają wyłącznie po to, by nauczyć się grać.

B: Bardzo przydatna jest moim zdaniem także teoria. Kiedyś do nauki teorii przywiązywano sporą wagę, dziś traktuje ją nieco po macoszemu. Warto wprowadzić dodatkowe warsztaty z harmonii dla chętnych. Ja sam chętnie poduczyłbym się już harmonii jazzowej. Moje pierwsze warsztaty harmonijkowe przebiegły w całości pod znakiem harmonii. Ukończyłem warsztaty, głowa mi parowała, ale wiedza została mi do tej pory. Wiedza cenna i ogromnie potrzebna. Postawiłbym na to, by młodych ludzi uczyć harmonii i zachęcać ich do tego, by zapragnęli się w niej sprawnie poruszać.

Warto by też może polecić przyszłym warsztatowiczom materiały do samodzielnego przerobienia, wtedy samorzutnie ustaliłby się poziom grup. Obecnie uczestnicy warsztatów sami wybierają poziomy zaawansowania, które im odpowiadają i zawsze znajdzie się jedna, czy dwie osoby, które są zbyt zaawansowane jak na poziom grupy. Przydadzą się też zajęcia z wyższej półki dla wszystkich grup.

Jaka jest recepta na dobre warsztaty?

T: Najważniejszym warunkiem udanych warsztatów są dobrzy, otwarci i mądrzy wykładowcy. Na szczęście mamy ich u nas wystarczająco wielu. Cenię wykładowców, którzy potrafią elastycznie dopasować się do swojej grupy i jej oczekiwań. Ja sam może dwie albo trzy godziny w całej mojej karierze poświęciłem na typowe wprawki, po prostu ich nie gram. Owszem, z tego się może brać się niejeden błąd, który popełniam, ale ćwiczenia tego typu nie są zgodne z moją naturą. Jeśli wykładowca jest bardziej uniwersalny, więcej wynosimy z zajęć.

B: Najpierw musimy pragnąć grać. Kiedy już znudzi nas improwizacja i zaczynamy widzieć, że nasz instrument kryje jeszcze przed nami sekrety, dojrzewamy do poznania teorii muzyki. Uczyć się jej powinniśmy się dopiero wtedy, kiedy sami do tego dojrzejemy i zaczniemy poszukiwać wiedzy. Przymus nie przynosi dobrych rezultatów.

Wiele dyskutujemy nad tym, czy polski blues powinien być śpiewany po polsku. Jakiego zdania są Tomek i Bartek?

B: Dajcie nam trochę czasu, tworzymy już polskie teksty. Zamierzamy śpiewać i po polsku i po angielsku.

T: Tekst musi być dobry. Nie ważne czy polski, czy angielski. Pisanie bluesowych tekstów po polsku jest niesłychanie trudne, w konsekwencji dobrych bluesowych tekstów jest bardzo mało. A my nie chcemy grać złych tekstów.

Jakie macie plany na przyszłość?

B: Mieliśmy niedawno przyjemność wygrać Galicja Blues Festival. Oprócz nagrody pieniężnej wygraliśmy także kolejną sesję nagraniową, nie musimy więc kupować czasu w studio. Mamy zamiar nagrać wykorzystać ją do nagrania naszej debiutanckiej płyty. Mamy już na nią kilka ciekawych pomysłów, ale nie chciałbym ich na razie zdradzać. Wspomnę tylko, że są to koncepcje dosyć odważne, jesteśmy jednak spokojni, bo publiczność jak dotąd pozytywnie przyjmowała nasze pomysły. Jak na razie wszystko jak najlepiej nam się układa.

Dziękujemy Tomkowi Krukowi i Bartkowi Przytule za wywiad i ciepłe słowa dla słuchaczy Radia Derf i życzymy wielu sukcesów w przyszłości.

by_ingeborg

http://www.myspace.com/przytulakruk
foto: by Malwina Jakobczyk
 [0] komentarzy    skomentuj  
<< (1 dokumentów/strona 1 z 1/aktualnie 1-1) >>
 
  kalendarium  
Dziś jest: 2024-05-02
105 lat temu...
1919.05.03 w Nowym Jorku ur. się Pete Seeger, muzyk folkowy, czołowa postać bluesowego rewiwalu lat 60-tych.
 
  reklama  
 
  szukaj  


[również w treści]
 
 
  logowanie  

Nie jesteś zalogowany/-a

login: 

hasło: 




Nie pamiętam hasła

Zarejestruj się

 
  reklama  
 
  najnowsze  
Powered by PHP, Copyright (c) 2007-2024 ..::bestyjek::..